czwartek, 19 września 2013

Pierwszy

Mój pierwszy kochanek


Ciągle zdarza mi się z nim potajemnie spotykać, to już blisko 5 lat. Jest pierwszy w takim sensie, że z nim jako pierwszym po wielu wielu latach wierności poszłam w tzw. tango. 

Jesteśmy ze sobą wciąż bardzo blisko (dzwonimy do siebie, mejlujemy, esemesujemy, spotykamy się), nie możemy bez siebie długo wytrzymać, musimy czuć ten kontakt. Bardzo lubimy swoje "połówki". Spotykamy się razem na brydża, scrabble i wódeczkę, wyjeżdżamy razem na weekendy, na wakacje...
I nie dzieje się nikomu z tego powodu żadna krzywda. Wprost przeciwnie nasze związki się zacieśniły, nie wymagamy od swoich partnerów rzeczy, którym nie potrafiliby sprostać. A dla nas obojga to jest bardzo podniecające wyzwanie działać dyskretnie, w całkowitej tajemnicy.

Uprawiamy ze sobą seks od kilku już lat i wciąż tego oboje chcemy. Nie zdarza się to co prawda z taką częstotliwością jak w pierwszych latach naszego romansu, ale... 
Kiedy spotykamy się sam na sam to jest jakaś zwierzęca wprost namiętność!!! 
Kiedy poczuję jego wzwód   u niego to następuje jak mnie tylko dotknie, a czasem nawet wystarczy mu na mnie popatrzeć wstępuje we mnie dzika żądza. Działam na dopingu, jakbym się czegoś naćpała. Chyba dlatego, że jego penis ma cudownie wielkie rozmiary i tak fantastycznie wilgotnieje... Niesamowicie mnie to podnieca.

Jest tylko taka sprawa, że on nie jest długodystansowcem, wszystko nie tylko w seksie przebiega u niego w tempie ekspresowym. Nie potrafi się na niczym zatrzymać dłużej, żyje w ciągłym biegu. 

Od wspomnianych kilku lat jest na etapie podtrzymywania wzwodu środkami farmakologicznymi, musi wywiązywać się do końca, a raczej dotrzymywać mi kroku :) Poza tym ma przecież nie tylko mnie do obrobienia...

Lubię szybki seks, daje mi poczucie jakiegoś tam spełnienia, aczkolwiek wolałabym szczytować po np. 45 minutach czy godzinie. 
Nic to, Baśka, jak mawiał p. Michał Wołodyjowski, wetuję sobie te straty z kim innym. :)

3 komentarze:

  1. Dobrze napisane :)
    Pozdrawiam
    3H

    OdpowiedzUsuń
  2. >aczkolwiek wolałabym szczytować po np. 45 minutach czy godzinie. <
    O północy nie komentuje się wpisów, ale tutaj nie wytrzymałem, muszę coś napisać, bo nie usnę...
    :)
    Jesteś bez serca! Ot i co.
    Czy Ty w ogóle wiesz ile to jest 45 minut?
    Dla jednego mężczyzny?




    Mialem nie komentow

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz będzie opublikowany po przeczytaniu przez autorkę. W ten sposób każdy wpis zostanie zauważony.