wtorek, 28 stycznia 2014

Seksrandki

Fantastycznie jest oczekiwać na umówioną randkę. 
Te wszystkie przygotowania... a właściwie rytuał.

Na przykład, kiedy umawiam się na jutro, już od dziś o tym intensywnie myślę. Żyję spotkaniem przez wiele godzin. Nakręcam się, przygotowuję duchowo i fizycznie.

Dawniej, gdy były to pierwsze seksrandki bardzo obawiałam się, czy dobrze wypadnę, czy się sprawdzę, czy się spodobam...
Teraz już to nie ma znaczenia, bo odrzuciłam precz wstyd i wiem, że zawsze będzie dobrze, kiedy jest to już kolejny raz. Zawsze będzie dobrze, bo oboje tego chcemy, bo spotykamy się w celu dania sobie nawzajem przyjemności, kilku godzin szczęścia, rozkoszy, oderwania od rzeczywistości, bycia w niebie. 
Bez fochów i rozczarowań. Bo w tym czasie jesteśmy dla siebie.

Kiedy jest to pierwsze spotkanie z kimś nowym jest dodatkowy pieprzyk, bo właściwie nie znam człowieka, ale też mam luz, bo wiem, że jak nie ten to będzie inny, nie mam do niego nigdy żalu, jeśli nie umówi się potem na seks.  
Poprzedzający mejlowo-telefoniczny wywiad ma wielkie znaczenie. Trzeba omówić zasadnicze sprawy (koszty, poznać oczekiwania, wzajemne potrzeby). Prawie wszystko powinno być jasne, żeby nie było potem rozczarowań. Piszę "prawie", bo przecież w najważniejszej kwestii niespodzianki są pożądane. 
Szczerze mówiąc nie zdarzyło mi się, żeby facet nie chciał od razu na kawie iść ze mną do łóżka, a to mnie niesamowicie cieszy i kręci.

Przed spotkaniem obmyślam w co się ubiorę, jaką włożę bieliznę... Przygotowuję swoje ciało, żeby było aksamitne, gładkie, alabastrowe w dotyku (w sensie delikatne i gładkie, a nie zimne!). Czasem strzygę fryzurkę...
Przygotowania są ważne i przyjemne. Potem jest frajda, kiedy słyszę komplementy i jestem doceniana za to wszystko. Własny mąż już niestety nie zwraca uwagi na detale, a z pewnością nie na to co bym chciała, żeby zauważył... To jest ten minus życia w stadle od wielu lat, a plus posiadania kochanka :)

Niemniej jednak uwielbiam też umawiać randki z mężem. Tutaj głównie ja muszę stanąć na wysokości zadania, ja muszę go zachęcić, uwieść. Zdaje się, że to wymaga z mojej strony większej pomysłowości niż w przypadku kochanka. Ale zawsze jest superefekt, bo w dawaniu sobie wzajemnie rozkoszy nie ma żadnych hamulców.

 
Wrócę jednak do spotkań bardziej kontrolowanych. Kiedy przychodzi dzień spotkania następują pikantne SMS-y lub mejle, co podkręca atmosferę i czyni oczekiwanie bardziej sexy. Kiedy kąpię się przed wyjściem, myję włosy, czeszę się, robię makijaż, już mam ten cudowny dreszcz pożądania. To jest początek.
Gdy wreszcie już jadę w umówione miejsce, jestem cała podniecona, coś mnie wierci w brzuchu, a jednocześnie jestem niezwykle spokojna, pewna. Wiem mniej więcej co nastąpi już za godzinkę, już za parę minut... Moje myśli wybiegają w świat fantazji... 
Uwielbiam jednak, kiedy facet zastosuje coś nowego nową aranżację aktu, niespodziewany prezencik, wyszukaną pieszczotę zawsze mam na to nadzieję i reaguję na takie rzeczy z niezwykłym oddaniem, a może raczej to moje ciało na to reaguje? 
Nie! Podobno to wszystko jest jednak w mózgu... Wytryski i kaskadowe orgazmy...



2 komentarze:

  1. Przyznam, że masz dużo racji w tym co piszesz. Każdy poszukuje dla siebie jakiejś wartości dodanej, szczególnie nowych doznać bądź tego czego trudno doświadczyć w prozie życia codziennego.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz będzie opublikowany po przeczytaniu przez autorkę. W ten sposób każdy wpis zostanie zauważony.