poniedziałek, 9 grudnia 2013

Poniedziałkowa chandra

Tak, mam dzisiaj doła.

Nie byłoby tego uczucia we mnie, bo jestem pogodną osobą, gdyby nie mąż, który mówiąc oględnie z powodu, że "zupa była za słona" doprowadził mnie do tego stanu.

W dodatku jest podła pogoda, niskie ciśnienie atmosferyczne, które ponoć wpływa źle na samopoczucie i jeszcze nie ma mojego Naja, bo jak wiecie bawi w Tajlandii na urlopie, on by mnie całościowo pocieszył...

Nawywracało się wokół mnie w życiu, muszę wspiąć się na wyżyny mojego intelektu, żeby wszystko pogodzić i gdy już się czuję jakby zakotwiczona w nowej sytuacji, tamten wyskakuje ze swoimi tekstami: bo ty zawsze... bo ty nigdy.... bo tobie nie można nic powiedzieć...

Jak żesz ja tego nienawidzę!!! Zero poparcia, zero uznania, wiecznie jest źle i wiecznie drze japę! 
Dobrze, że już dzieci wyrosły i mają swoje domy. Dawniej tego nie mogłam wytrzymać i też się nakręcałam. Teraz już nad tym panuję, zwłaszcza jak sobie wyobrażę, że niebawem przyjmę antidotum, bo seksu oczywiście też mi żałuje...


Sorki wszystkich, że się wywnętrzyłam, ale jakoś mi już lepiej. Już mnie mój nowy znajomy z bloga, mój wymarzony kochanek, podniósł na duchu ciepłym mejlem. Tak, poniedziałek już mija, nadchodzi wtorek ze swoimi niespodziankami... Wiem, że będzie dobrze. Już mam głowę do góry. Jadę na fitness rozerwać się ;-)
Dziękuję Ci. 
Całuję Cię.
Może kiedyś...

3 komentarze:

  1. Ty się dobrze Bisurmanka nastaw na wtorek
    bo pogodowo może być jeszcze gorzej
    żeby potem nie było .... marudzenia znów ;)

    Trzymaj się Dzielnie

    powsternacy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie należysz, Powsternacy, do tych co umieją pocieszyć...
      Trudno. Nie martw się o mnie. Mnie tak naprawdę nic nie złamie. ;-)

      Usuń
  2. oj nie łapiesz :)

    powsternacy

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz będzie opublikowany po przeczytaniu przez autorkę. W ten sposób każdy wpis zostanie zauważony.